Camile’s POV:
Wchodzimy na halę.
- Jakson!- woła trener.- Spóźniony!
Mężczyzna stoi na drugim końcu
pomieszczenia. Boleśnie jestem świadoma spojrzeń rzucanych w moją stronę. Cała
drużyna obarcza nas ciekawskimi spojrzeniami.
Will posyła trenerowi przepraszający
uśmiech. Ale on działa tylko na dziewczyny więc:
- Jonson, z łaski swojej idź do
szatni i się przebierz!- woła poirytowany mężczyzna.
Chłopak odwraca się w moją stronę.
- Dobra, ja lecę bo brzmi jakby miał
ochotę odgryźć mi głowę.- lekko się śmieje.- A ty możesz usiąść na trybuny.
-Okay. Chyba masz przeze mnie
kłopoty.- mówię kiwając głową na trenera.
- Dzień jak co dzień.- odpowiada z
uśmiechem, który chyba nigdy nie schodzi mu z tej przystojniej twarzy.
- Jonson!
- Idę trenerze!- woła Will.
Posyła mi kolejny uśmiech i biegnie w stronę
szatni. Unikam patrzenia na trenera i siadam na trybunach. Jednak nie jest mi
dane długo cieszyć się samotnością.
- Cam!
Molly siada obok mnie i mono mnie
przytula a ja ponownie się zastanawiam skąd w niej tyle siły.
- Boże drogi Camile!- ściska mnie
mocniej.- Jestminaprawdęstrasznieprzykroinawetniewieszjakbardzosięmartwiłam…
Delikatnie odsunęłam ją od siebie i
zakryłam usta usta ręką.
- Ej, ej, ej. Molly już ci mówiłam
nic mi nie jest. Żyje, jest okay.- mówię z lekkim uśmiechem.
Dziewczyna patrzy na mnie smutnym
wzrokiem i widzę jak jej oczy lśnią od nie wypuszczonych łez. Nie chce żeby
płakała. Nie przeze mnie. To jedyna osoba, która mnie nie irytuje i, która
pomaga mi nawet o tym nie wiedząc.
Robi kilka głębokich wdechów zanim
ponownie się odzywa.
- Jest mi naprawdę bardzo przykro.
Wiem, że to moja wina. To ja cię zaciągnęłam na tę imprezę i powinnam cię
pilnować. Zresztą, naprawdę nie sądziłam, że Dean jest takim dupkiem.
- Molly, ile jeszcze raz mam ci
powtarzać, że jest okay? To nie jest twoja wina. Nie jestem małym dzieckiem i
nie potrzebuje opiekunki. A to co się stało to już przeszłość, nie zmienimy
jej. To nie są miłe wspomnienie więc, może lepiej zapomnijmy o tym wieczorze
co?
Starałam się mówić delikatnie i
stanowczo. Jestem całkiem niezła w kłamaniu. Mam nadzieję, że uwierzyła. Nie
chce żeby się o mnie martwiła. Zresztą co miałam jej innego powiedzieć? Nie Molly, wcale nie jest okay, cały czas
czuje na sobie jego wstrętne łapy, gdy o tym pomyśle robi mi się nie dobrze.
Myślę, że zaraz pojawi się ktoś podobny a ja znowu nie będę umiała się obronić, także nie jest okay. No chyba
nie.
Jak tak myślę mogę śmiało stwierdzić,
że ze mną nigdy nie było okay. No cóż… Bolesna prawda.
- Dobrze.- mówi cichutko dziewczyna.
Chwilę milczymy patrząc na siebie.
Potem wyjmuję z kieszeni słuchawki, podaje jej jedną i włączam jakąś piosenkę,
do której obie cicho śpiewamy.
- A tak w ogóle, to co ty tu robisz?-
pyta Molly nagle coś sobie uświadamiając.- I to w dodatku z moim bratem?!-
podnosi głos wskazując głową na Willa, który był pochłonięty grą.
- Co? My n…- próbuje powiedzieć ale
dziewczyna mi przerywa.
- O mój Boże! Bzykaliście się?!-
patrzy na mnie z dziwnym wyrazem oczu.- Matko Camile… Wiedziałam! Wiedziałam,
że nie da rady! A to skurwiel!...
Taaaak. Wróciła dawna Molly.
Nie daje mi dojść do głosu kiedy
kolejny raz staram jej się powiedzieć, że nic nie robiliśmy. Zamiast tego paple
jak opętana i z zabójczym błyskiem w oczach wpatruje się w boisko.
Nagle zrywa się z siedzenia i zbiega
z trybun krzycząc:
- William! William Jonson!
Chyba się wściekła. Rusza w kierunku
Willa, który właśnie idzie na ławkę. Oboje zarabiają kilka spojrzeń.
- Mówiłam ci i to nie raz, ty podły
Draniu, że moje koleżanki są poza tym całym gównem, które wyprawiasz!-
podchodzi do niego i dźga go palcem w pierś. Stoją koło trybun. Chłopak wygląda
na zdezorientowanego. Jednak mu też nie jest dane nic powiedzieć na swoje
usprawiedliwienie.- Wiedziałam, że nie umiesz trzymać łap przy sobie! Już twoje
dziwki ci nie wystarczają?!- wypuszcza siebie wiązankę przekleństw, które
powoduję, że moje oczy wyszły z orbit, a uwierzcie, że słyszałam naprawdę nie
jedno. – Camile nie jest żadną z tych bezmózgów i cholernie ci zabroniłam…
Nie dokańcza bo podchodzę do nich i zatykam
jej usta ręką, znowu. Przy okazji posyłam każdemu ciekawskiemu słuchaczowi
wrogie spojrzenia, w tym także trenerowi. Bo haloo! Darła się jak opętana i
teraz wszyscy się nam przysłuchują. Tylko tyle mi brakowało, żeby ludzie
sądzili, że sypiam z Willem. Chłopak wydaje się zaskoczony i wprost zamurowało
go. No raczej nie będę miała teraz z niego pożytku, więc muszę sama nas bronić
przez wściekłą Molly, która odwraca się do mnie z wielkim grymasem na twarzy
zrzucając moją rękę.
- Co do cholery, Camile? On nie może…
- Molly!- przerywam jej robiąc
głupawy ruch dłońmi.- Teraz posłuchaj mnie uważnie dobrze?- jednak nie daje jej
czasu na odpowiedź.- Ja. Nie. Spałam. Z. Willem.
Na jej uroczej twarzy pojawia się
niezrozumienie.
- Chwila? Co?
Wzdycham.
- To co słyszałaś. Nie spałam z nim.
Po prostu on przyszedł do mnie zapytać jak się czuję. A, że musiałam wyrwać się
z domu poszliśmy się przejść. Potem okazało się, że jest trening i tak jesteśmy
tutaj.
W końcu włącza się Will.
- Tak, cała prawda. Nic nie było.- mówi
jednak zaraz odwraca się w moją stronę puszczając mi oczko.- Nie to żebym nie
chciał.
- Nie pomagasz.- prycham.
Molly w śmieszny sposób składa usta w
dziubek i odrobinę zbita z tropu.
- Oj
- Chyba ktoś, mam na myśli siebie,
zasługuje na przeprosiny.- mówi śpiewnym tonem Will.
-Co? Nie!- parska Molly.- Przykro mi
bracie ale jesteś męską dziwką i no cóż… tak mogło być.
Potem odwraca się na pięcie i
spowrotem idzie usiąść na trybunach. Will patrzy za nią z krzywym uśmiechem,
potem nasze spojrzenia się spotykają. W końcu idę za Molly a chłopak siada na
ławce z innymi zawodnikami.
Siadam obok niej. Obie wpatrujemy się
tępo w boisko. Wszyscy już zajęli się sobą. To… Całe przedstawienie… to było
dziwne. Bardzo. Chyba lekko się krzywie co nie umyka dziewczynie.
- Wiem, trochę mnie poniosło.- mówi
cicho.- Ale wiesz… Nie chce żebyś była jak te jego dziwki. Nie chce żeby zrobił
cię jedną z nich.
Chwile na mnie patrzy a potem znów
przed siebie.
Lekko się wiercę. Czuje się co
najmniej niezręcznie. W sumie to zabawne. Przypomina mi się Luke i moje dawne
życie…
Kręcę gwałtownie głową i w końcu
odpowiadam:
- W porządku.- po chwili dodaję.- A
ty? Co tu robisz?
Molly uśmiecha się do mnie lekko.
- No… Nie chciałaś się z nikim
widzieć a ja strasznie się o ciebie martwiłam i… No, eee, Chris zaproponował
żebym przyszła. Wiesz, trochę się rozluźniła…
Moje spojrzenie automatycznie zaczęło
szukać Christophera na boisku. Chłopak co chwila zerkał na nas z dziwnym
smutkiem w oczach.
Zapada niezręczna cisza. Naprawdę tak
się mną przejęła? Znam ją od niedawna, ale się jeszcze nie zdarzyło żeby
siedziała tak cicho jak dzisiaj, oczywiście pomimo tego jej ataku na Willa.
Nagle nachodzi mnie coś co najwyraźniej pominęła.
- Więc ty i Chris?- pytam niby od niechcenia.
Widzę leciutki rumieniec na jej policzkach.
- Co?-sztuczne prychnięcie.-
Przestań. Znaczy… eee, no nie. Znaczyy, on tylko, tylko…
Nie mogę się powstrzymać i lekko się
śmieje. Molly patrzy na mnie zmieszana i nawet chyba odrobinę zawstydzona. Jak
dziecko, które zostało przyłapane na podbieraniu słodyczy.
- Podoba ci się!- mówię a dziewczyna
robi przerażoną minę i suczy:
- Ciiiiiiii, nie tak głośno głupia.-
rozgląda się dookoła sprawdzając czy ktoś nie słyszał naszej rozmowy, a ja nie
mogę się powstrzymać i znowu się śmieje.
- To nie jest śmieszne.- parska
Molly.
- Jaaasnee.- odpowiadam rozwlekle.
- Na serio, przestań. Nie chce tu o
tym rozmawiać.
Gdy to mówi do głowy przychodzi mi
pewien pomysł. Całkiem niedorzeczny, ja takich rzeczy nie robię. Już nie, ale…
Nie wiem może chce się poczuć jakbym była normalna.
- To, eee…-teraz ja się jąkam.- może
wpadniesz do mnie w piątek na noc? Nie wiem, zrobimy sobie babski wieczór czy
coś? Znaczy…jak nie chcesz nie…
- Pewnie, że przyjdę.- mówi
natychmiast Molly przerywając mi. Na jej twarzy gości teraz wesoły uśmiech,
który lekko odwzajemniam.
Sprawdzam godzinę na telefonie.
Myślę, że już mogę wracać. Podnoszę się z ławki.
- Dobra, to ja się zbieram.- mówię i
nie czekając na odpowiedź wychodzę nie odwracając się.
***
- Chyba musimy pogadać, co?- mówi
ciotka kiedy tylko przechodzę przez próg domu.
Patrzę na nią chwilę a potem jak
gdyby nic rozbieram się i ściągam buty. Wymijam ją i chce iść na górę kiedy
znowu się odzywa.
- Camile, dobrze wiesz… trochę
przesadziłaś.
Nieruchomieje i zaciskam pięści tak
mocno, że na mojej dłoni pojawiają się ślady półksiężyców. Okręcam się na
pięcie i szybko podchodzę do Judie.
- Nie.- parskam.- To ona przesadziła,
kiedy o nim wspomniała.
Ciocia wydaje się trochę zaszokowana
moją postawą, nie wiem czemu. To chyba normalne.
- Proszę nie wracajmy już do tego.-
mówię łagodniej, po czym znowu się odwracam i idę do siebie.
___________________________________________________________
Przeeeepraszaaam!!! Jezu już nawet nie wiem, który to raz. Cały czas przepraszam was za późne wstawianie posta. Tak jest i tym razem. Kochani no ja serio nie wiem co się dzieje ale nie umiałam zaprać się do pisania. I tak rezultat nie bardzo mi się podoba. Proszę was o zrozumienie :*