Leżę na plecach i patrzę w sufit.
Staram się za wszelką cenę być opanowana. Dam radę, przetrwam to. Moje
spojrzenie wędruje do mojego malowidła na ścianie. Jeśli chodzi o ciotkę Judie
to wcale nie była zła. Była zachwycona.
- Jezu dziewczyno to jest za…-
przerwała i spojrzała na mnie speszonym wzrokiem, odchrząknęła cicho.- Znaczy,
zafascynował. Tak właśnie, zafascynował mnie ten widok.- powiedziała starając
się wybrnąć a ja zdusiłam parsknięcie śmiechem i obdarzyłam ją bardzo wymownym
spojrzeniem.- No co? Nie patrz tak na mnie! Jestem odpowiedzialną dorosłą. A
poza tym przeczytałam, że nie powinno się używać wulgaryzmów w obecności
dzieci.- chwila przerwy.- Rozumiesz, nie chcę cię demoralizować.
Uśmiechnęłam się do siebie
przypominając sobie jej reakcję. Ciotka jest całkiem spoko. Myślę, że ona mnie
rozumie… przynajmniej po części. Jestem jej wdzięczna, że zaakceptowała mnie
taką, jaką teraz jestem i nie próbuje mnie na siłę naprawić. A co do malunku,
chce żebym namalowała też coś u niej w sypialni.
Mimo wszystko nadal czuje się spięta.
Nie mogę się uspokoić wiedząc co mnie za chwilę czeka. Nie wiem czy jestem na
to gotowa. Zamykam na chwilę oczy, starając się o niczym nie myśleć. Coś
kiepsko mi to idzie. Z jednej strony czuje maleńką ulgę- od dwóch nocy nie
miałam swojego koszmaru. Najwyraźniej ktoś uznał, że w tym tygodniu dostałam
wystraczająco po dupie i mogę mieć chwilę przerwy.
Słyszę ciche pukanie do drzwi, które
po chwili otwierają się z cichutkim skrzypnięciem.
- Hej wstawaj- mówi łagodnie Judie.-
Za moment tu będzie.
Powoli podnoszę się do pozycji
siedzącej i unoszę kącik ust w nędznej imitacji uśmiechu. Ciotka kręci głową.
- Och proszę cię, wyglądasz jakbyś
miała za chwilę zwymiotować! To twoja matka a nie kat.- mówi odrobinę
przekornie.
Robię zniesmaczoną minę i otwieram
usta żeby wypowiedzieć kąśliwą uwagę ale w tym momencie ciotka unosi dłoń w
geście mówiącym „Albo lepiej nic nie mów, wiem jak jest.”
***
Słyszę jak samochód zatrzymuje się
przed domem. Robię głęboki wdech. Ciocia Judie idzie do drzwi, przywitać się, a
ja nadal stoję w salonie. Jakoś to przeboleje, dam radę. Będę grzeczną
dziewczynką i zjem ładnie obiad, postaram się wytrwać a potem ona pojedzie.
Obiecuje sobie, że nie pozwolę wytrącić mnie z równowagi.
Słyszę jak się witają, po chwili ją
widzę. Wchodzi do salonu. przez chwilę widzę w jej oczach rozczarowanie gdy
sunie po mnie spojrzeniem. Specjalnie na tę okazję ubrałam się w ciasno
opinającą się z dużym dekoltem bluzkę, która odkrywa pasek gołej skóry brzucha
i czarne rurki, oczywiście do tego jak najpełniejszy makijaż.
- Nic się nie zmieniłaś?- pyta lekko
oburzona. Ledwo powstrzymuje się od parsknięcia śmiechem. Bardzo miłe powitanie.
- Za to ty udajesz bardzo
przemienioną.- podnoszę brwi, zastanawiając się czy przyjmie wyzwanie. Ciotka
po cichu odeszła do kuchni, najwyraźniej uznała, że lepiej się nie wtrącać.
Moja rodzicielka głęboko wzdycha i
przejeżdża dłonią po twarzy, gdy to robi wydaje się bardzo zmęczona. Ale nie
zwracam na to zbytniej uwagi. Mierzę ją spojrzeniem. Gęste, czarne (zupełnie
jak moje) włosy upięła w ciasnego, eleganckiego koka. Ubrała się długą czarną
spódnicę i białą koszulę. Jak oficjalnie. Zmieniła się widzę to, zresztą już
wcześniej widziałam. Ale niestety za późno. Za późno.
- Camile, wiesz dobrze, że się
staram. Próbuje.- po chwili dodaje pewniej.- Już to chyba przerabiałyśmy,
zresztą nie przyjechałam tu po to.
- Nie? W takim razie po co?- pytam
zaczepnie sarkastycznym tonem. Staram się trzymać emocje na wodzy.
- Nie odbierasz ode mnie telefonów,
wcale się nie odzywasz. Martwię się.
Otwieram usta żeby wyśmiać ją prosto
w twarz kiedy słyszę głośne pikanie minutnika. Ciocia Judie stoi w drzwiach.
- Jedzenie gotowe, możecie siadać do
stołu.- woła i rusza do jadalni a ja zrywam się za nią. Siadam do stołu. Wiem,
że to tylko odwlekanie tego co nieuniknione ale chce to odwlekać, chce i to jak
najdłużej.
Will’s POV:
Dwa dni. Dwa pieprzone dni. Tyle
minęło od imprezy. Nie wiem co jest ze mną nie tak… nie, raczej co z NIĄ jest
nie tak. Laska została odurzona jakimś gównem, o mało ją nie zgwałcono a ona
jak gdyby nic wychodzi z mojego domu. Wcale nie poruszona! To dziwne, ale cały
czas myślę o tym co się stało. To nie moja sprawa, nie powinienem się mieszać.
Zresztą gdyby chodziło o jakąś inną dziewczynę pewnie miałbym to w dupie.
Znaczy, to w końcu znajoma mojej siostry. No i mój kumpel… dzwonił do mnie, co
skończyło się niezłym opierdolem z mojej strony. Oczywiście nie mogłem nie
powiedzieć Molly o całym zajściu. Zaczęła szaleć, z tego co wiem rozmawiała z
Camile przez telefon…
Koniec! Koniec tego gówna! Zaczynam
zachowywać się jak jakiś cipa. Muszę się ogarnąć. A w tym pomorze mi
oczywiście…
- Jesteś?- zabrzmiało to bardziej jak
ogłoszenie niż pytanie. Bez zbędnych ceregieli wpiąłem się w usta Kayli a ona
automatycznie podskoczyła i oplotła mnie nogami w pasie. Była sama w domu.
Pokonałem drogę do jej pokoju, już sam nie wiem który raz. Chwilę potem oboje
byliśmy bez ubrań i już nie myślałem o żadnych nowojorskich dziewczynach.
Camile’s POV:
Jemy w ciszy. Nawet ciotka Judie nic
nie mówi. Specjalnie wzięła sobie dzisiaj wolne. Mam tylko nadzieję, że nie
sądziła, że spędzimy miły obiadek w rodzinnym gronie. Nad nami unosi się pełna
wyczekiwania cisza, którą w końcu przerywa moja matka.
- Mam nadzieję, że Camile nie sprawia
ci żadnych kłopotów.- mówi do Judie. Ciotka chce odpowiedzieć nawet z jej ust
wydostało się ciche „nie…” ale weszłam jej w słowo.
- Zaczynasz mówić tak jakby mnie tu
nie było?-pytam opryskliwym tonem.
Mama odchrząkuje.
- Nie, po prostu pytam się o twoje
zachowanie.
- Tak jakby to cię w ogóle
interesowało.-mamroczę
- Żebyś wiedziała, że interesuje.-
podnosi lekko głos.- Jakoś nie specjalnie mam ochotę, przyjeżdżać tu w środku
nocy, tylko dlatego żeby wyciągnąć się z aresztu.
- Ale ja nic od ciebie nie chcę!-
krzyczę, i to by było na tyle w kwestii cichego obiadu.- Nie musiałabyś wtedy
po mnie przyjeżdżać i nie musiałaś dziś!
- Jestem twoją matką!- teraz i ona
podnosi głos.-I jak każda matka martwię się o ciebie!
- Ha! Wiesz, jakoś nie każda matka
wywozi swoje dziecko, po to żeby nie sprawiało kłopotów!
Nie odpowiada od razu, tylko patrzy
na mnie intensywnie. Już zapomniałam jaki przeszywający potrafi być jej wzrok.
Kiedy się odzywa robi to łagodniej.
- Więc to o to chodzi? Sądzisz, że
się ciebie pozbyłam?- pyta i patrzy na mnie naiwnie myśląc, że odpowiem.-
Zrobiłam to dla twojego dobra. Kocham cię…
Nie, tego było za dużo.
- Kochasz mnie?! Kochasz?! Wiesz,
odrobinę za późno. Tak o kilka LAT!- drę się.- LAT! Rozumiesz?!
- Nigdy mi nie wybaczysz?- pyta
robiąc smutną minę.- Musisz postawić się na moim miejscu…
- Nie jestem na twoim miejscu. Ale
gdybym była, nigdy nie dopuściłabym do tego na co ty pozwoliłaś.- mój głos jest
ostry jak sztylety.- A niektórych rzeczy nie da się wybaczyć.
Po tym wybuchu odzyskałam odrobine kontroli
nad sobą. Mój oddech jest nierównomierny.
- Ja wiem, ja rozumiem, że było… jest
ci ciężko po tym co się stało. Teraz nie jesteś do końca sobą. Przeżywasz swoje
etapy…
Bum! I po mojej kontroli, która wygasła całkowicie. Na
chwilę wstrzymałam oddech żeby upewnić się, że ona mówi o TYM. Tak, naprawdę o
to jej chodziło. Tą właśnie wypowiedzią przekroczyła granicę, przerwałam jej,
nie pozwalając dokończyć.
- NIE PIERDOL MI TERAZ O ŻADNYCH
ETAPACH, NIE PIERDOL! JAK TY W OGÓLE ŚMIESZ O TYM WSPOMINAĆ, JAK MOŻESZ! PO TYM
CO SIĘ STAŁO… TO TWOJA WINA! TO PRZEZ CIEBIE!- przerywam żeby zaczerpnąć oddechu,
coś we mnie pękło. Krzyczę jak opętana. W ataku wściekłości chwytam za jeden z
kubków i ciskam nim przez pomieszczenie, gdzie rozbija się uderzając o ścianę.-
Jak możesz po tym wszystkim patrzeć w lustro?! Jak możesz znieść to co tam
widzisz?! Jak?!
Głośno dyszę, moja klatka piersiowa
gwałtownie unosi się i opada. Patrzę na nią wygląda jakbym ją spoliczkowała.
Nasze spojrzenia się spotykają- moje pełne nieokrzesanej furii i jej pełne
bólu, bólu który jest niczym w porównaniu z tym co ja czuje.
Słyszę za sobą niezręczne
kaszlnięcie, które miało zwrócić uwagę. Odwracam się i widzę ciotkę Judie.
Kiedy odeszła od stołu? Nie patrząc mi w oczy cichutko mówi:
- Ehm, Camile masz gościa, jest w
korytarzu.
Co? Kto mógł tu przyjść? Pewnie
Molly, zresztą nie ważne. Ktokolwiek to jest właśnie mnie uratował. Rzucam
pogardliwe spojrzenie w stronę matki i szybkim krokiem idę do korytarza.
- Co ty tu robisz?- zabrzmiało to
trochę ostrzej niż chciałam. Will podniósł rękę i tym specyficznym gestem
dotknął swojego karku. Wyglądał na lekko zakłopotanego.
-Eee, no wiesz.- chrząknął, po czym
znowu przybrał swoją pozę luzaka.- Przyszedłem sprawdzić czy z tobą wszystko w
porządku. Ale coś czuje, że nie w porę więc…
- Nie. Jesteś jak najbardziej w porę.
Will’s POV:
- Nie. Jesteś jak najbardziej w porę.-
oświadczyła z poważną miną. Uśmiechnąłem się krzywo. Jeszcze przed chwilą
słyszałem jak krzyczy na kogoś na całe gardło. Jej krzyk… to dziwne, skąd w
takiej drobnej osobie tak wielki głos? Gdy to usłyszałem przeszły po mnie
ciarki. No i jestem przekonany, że w przypływie swojej furii (bo inaczej tego
nie nazwę) coś rozbiła. Jednak mam wrażenie, że to był jej największy przejaw
emocji jaki u niej usłyszałem… i prawdopodobnie usłyszę.
- Chodź.- chwyciła mnie za nadgarstek
i pociągnęła do wyjścia. Nawet nie zauważyłem kiedy ubrała kurtkę i buty.
Jesteśmy w drzwiach i właśnie wtedy słyszę.
- Camile!- strapiony głos odwracam
się i widzę jak jakaś kobieta biegnie w naszą stronę ale kiedy jej wzrok spoczął
na mnie gwałtownie się zatrzymuje i nabiera powietrza. Kręci smutno głową.
Czuje jak Cam na chwilę zastyga, nie odwraca się tylko zaczyna iść tym samym
ciągnąc mnie za sobą.
- Camile, czekaj! Musimy
porozmawiać!- krzyczy kobieta.
- Nie mamy o czym rozmawiać!-
odkrzykuje przez ramię dziewczyna.
- Wiem… Wiem, że nie powinnam o tym
wspominać! Ale proszę musimy sobie wszystko wyjaśnić! Camile!
Czuje jak dziewczyna cała sztywnieje
a uścisk na moim nadgarstku stał się silniejszy. Odwraca się i podchodzi do
kobiety tak blisko, że niemal stykają się nosami.
- Chyba już dzisiaj dość się
narozmawiałyśmy, nie ma co wyjaśniać.- mówi cicho, jednak słyszę ją dobrze. Nie
wiem czy tylko ja usłyszałem odrobinę bólu w jej głosie? Kobieta, z którą stoi
patrzy na mnie pogardliwym wzrokiem.
- TO teraz chcesz robić?- w jej
głosie już nie słychać smutku tylko złość.- Nie jesteś dziwką Camile. Nie
zachowuj się tak.
Dziewczyna zaśmiała się głośnym bez
cienia radości śmiechem.
- Nic o mnie nie wiesz.- odparła.
Wróciła do mnie i przytuliła się do
mojego boku a ja automatycznie zarzuciłem jej rękę na ramiona. Miałem ochotę spojrzeć
jeszcze raz na kobietę, najwyraźniej Cam to wyszczuła i powiedziała:
- Nie odwracaj się.
Posłuchałem jednak czułem na plecach
jej palące spojrzenie.
___________________________________________________________Happy Halloween upiorki ;*