Zawiązuje porządnie sznurowadła moich
trampek. Jest środek nocy. Znowu miałam mój koszmar. Nie mogłam z powrotem
zasnąć. Czuje, że duszę się w tym domu. Po prostu muszę wyjść się jakoś
odstresować i pooddychać świeżym powietrzem a, że dawno nie biegałam… to na
pewno mi pomoże.
Po cichu wychodzę na zewnątrz tak
żeby nie obudzić cioci. Moje płuca wypełniło chłodne powietrze. Spojrzałam w
niebo, którego nie przysłaniała ani jedna chmurka a drogę oświetlało mnóstwo
gwiazd. Uśmiechnęłam się na ten widok. Uwielbiam się w nie wpatrywać, chyba od
zawsze. Ale tu wydają się jaśniejsze niż w Nowym Jorku. Jeszcze lepiej
wyglądałyby odbijające się w wodzie. Nie wiem czy wspominałam ale w tej małej
mieścinie jest jezioro i to całkiem niedaleko od domu ciotki. Piękne i duże,
nad które latem przyjeżdża masa turystów, co czasem staje się odrobinę
irytujące.
Puściłam się biegiem. Tym razem
zabrałam ze sobą telefon ze słuchawkami. Teraz w moich uszach rozbrzmiewa
głośna muzyka. Cicho podśpiewuje. Jestem w swojej bańce robię to co lubię.
Tylko ja, muzyka i chodnik, po którym biegnę. Czuje ukojenie, teraz moja
przeszłość nie ma znaczenia, ani moje słowa, czyny… liczy się tylko tu i teraz.
Widzę jezioro, jestem już blisko. Nie
wiadomo skąd czyjeś ramiona oplatają moją talię i unoszą mnie tak, że moje
stopy nie dotykają już ziemi. Głośno krzyczę i zaczynam wierzgać nogami. Kopię
napastnika na oślep. Słyszę cichy jęk bólu gdy trafiam w czułe miejsce mężczyzny.
Nie kopnęłam mocno, ponieważ ciągle mnie trzyma. Szykuję się do następnego
ciosu kiedy słyszę:
- Ej przestań! To ja!- krzyczy, a ja
znowu stoję na pewnym gruncie.
- Co jest z tobą do cholery nie
tak?!- wydzieram się- Wiesz jak mnie wystraszyłeś?!
- Ze mną?! To ty zaczęłaś kopać!- po
chwili jednak dodaje spokojniej.- Jednak, wybaczam ci twój występek.- Will
uśmiecha się do mnie lekko.- Mówisz, że przestraszyłem królową mroku?
Patrzę na niego i mam wielką ochotę
wywrócić oczami, jednak powstrzymuję się.
- Królową mroku, serio? Mógłbyś się
chociaż odrobinę wysilić i wymyślić coś lepszego.- nie dotknęło mnie to pod
żadnym względem, znaczy słyszałam gorsze rzeczy na mój temat.
- Oj no weź, wymyśliłem to na
poczekaniu.- chłopak szeroko się do mnie uśmiechnął.
- No i czego suszysz te zęby, co?-
mówię trochę rozdrażniona.- A co
ważniejsze, to co ty tak właściwie tu robisz? Jest środek nocy, nie masz nic
lepszego do roboty tylko włóczyć się po dworze?
Zaśmiał się krótko.
- Powinienem zadać to samo pytanie
tobie.
-Ja…- zawahałam się.- nie mogłam zasnąć
i poszłam pobiegać.
- Pobiegać, o tej porze?- spytał
unosząc do góry brwi.
- Tak, jakiś problem?
-Nie skąd, to zupełnie normalne. Prawie
każda nastolatka o trzeciej nad ranem postanawia sobie wyjść z domu i
podbiegać. Nie rozumiem czemu miałabyś być wyjątkiem od reguły.- mówi wzruszając
ramionami.
- Czy wyczuwam w twoim głosie
sarkazm?
- Być może.
- Wiesz co? Ty mnie naprawdę
prześladujesz! Powinnam zacząć się bać, czy jak?! Wszędzie gdzie się pójdę
pojawiasz się ty! Pewnego dnia gdy wejdę do swojego pokoju zastanę ciebie
rozwalonego na moim łóżku i wtedy powiesz mi, nie wiem… Powiesz mi, że jesteś
synem mojej ciotki!- krzyczę trochę słabe ale tak się czuję.
- Co do tego pokoju, to nie wiem. Ale
możesz być pewna, że jeśli mnie w nim zastaniesz to na pewno nie takiej wymówki
użyję.- spojrzał na mnie uwodzicielsko.- A tak na poważnie, to zobaczyłem cię
jak biegłaś. Wiesz pierwszy raz to przypadek, za drugim to przeznaczenie.
-Hmmm?
- Gdy na mnie wpadłaś za pierwszym
razem też biegałaś w nocy.
- No tak, więc nie dość, że to będzie
miłość od pierwszego wejrzenia to jeszcze jesteśmy sobie przeznaczeni. Okay.-
Will uśmiecha się słodko a ja po chwili dodaję.- Ale żeby nie było. To ty
wpadłeś na mnie.- mówię to nie patrząc na niego.
Chłopak prycha.
- Cokolwiek skarbie, cokolwiek.
- Nie jestem twoim skarbem!- mówię
głośniej niż zamierzałam.
- Jak sobie życzysz pani.- mówi
kłaniając się nisko. Nic nie poradzę na to, że kąciki moich ust zadrżały.
-Lepiej.- odparłam.
Patrzymy w spokoju na jezioro. Po chwili
chłopak znów się odzywa:
- Chodźmy na pomost.
Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Na pomost?- powtórzyłam wolno.
Will popatrzył na mnie z
rozbawieniem.
- Tak, na pomost. Twój słuch cię nie
zawiódł.
Spoglądam na niego z pod
przymrużonych oczu. To dziwne. W żaden sposób nie mogę rozgryźć tego chłopaka.
Czego on tak właściwie ode mnie chce? Zwykle zajmuje mi zaledwie chwilę na to by
przejrzeć człowieka na wylot… a z nim jest inaczej. Czuje się zagrożona i
bezbronna. Nienawidzę tego uczucia. Najchętniej kopałbym go w dupę i odeszła,
jednak moja ciekawość mi na to nie pozwala.
Nie doczekawszy się z mojej strony
odpowiedzi sam idzie na pomost i siada na jego skraju tak, że nogi wiszą mu
swobodnie nad taflą wody. Och proszę!
- I teraz pewnie liczysz na to, że
pójdę do ciebie? Naprawdę, musisz wymyślać coś oryginalniejszego. To wszystko
już jest nudne i oklepane.
- A co nie przyjdziesz?- pyta
podnosząc brwi do góry. Nie mogę zaprzeczyć, ten koleś jest bogiem seksu, ale
jest zbyt pewny siebie.
-Nie.- kręcę głową.- Może dziewczyny
lecą do ciebie niczym ćma do ognia, ale nie ja. Nie jestem jak wszystkie.
Powiedziawszy idę w stronę brzegu i
tak siadam po turecku. Unoszę głowę do góry patrząc na gwiazdy. Już nie zwracam
zbytniej uwagi na chłopaka.
- Nie, nie jesteś.- słyszę koło ucha.
Will siada obok mnie. Nasze spojrzenia spotykają się na chwilę, potem on
odwraca wzrok i patrzy w niebo. Czuje ciepło na ramieniu. Nagle zdaję sobie
sprawę jak blisko siebie siedzimy. Cała sztywnieje. Nie, ja wole mieć dystans,
czuje jak moja przestrzeń osobista jest naruszona. Odsuwam się od niego. Tak,
tak jest bezpieczniej.
Will udaje, że wcale tego nie
dostrzega, ale mnie nie oszuka. Siedzimy w ciszy kilka minut i podziwiamy
gwiazdy.
-Mały wóz.- wyrywa mi się. O nie,
powiedziałam to na głos?
-Hmm?- patrzy na mnie pytająco.
- Gwiazdozbiór- wyjaśniam.- Widzisz
tam.- pokazuję miejsce gdzie widzę konstelację.
-Ja tam niczego nie widzę.- ogłasza.-
Nigdy nie mogłem nic znaleźć.- mówi z uśmiechem, który lekko odwzajemniam.
Patrzy się na mnie dłuższą chwilę.
Trochę za długo.
- Co? Mam coś na twarzy czy jak?-
pytam zmieszana. On się śmieje i kręci głową.
Mam dziwne poczucie, że tracę
kontrolę. Nie podoba mi się to. Wstaję i otrzepuje spodnie z piasku.
- To ja już się będę zbierać.-
ogłaszam.
- Już, twoje bieganie się
zakończyło?- lekko się śmieje.
- Zakończyło się z chwilą gdy mnie
wystraszyłeś. To do zobaczenia.- mówię odwracając się i biegnę w drogę powrotną.
Nie myślcie, nie powiedziałam „do
zobaczenia” z jakąś aluzjom. Nawet nie chcę go widzieć ale pewnie spotkamy się
w szkole albo jak będę u Molly więc… powiedziałam tak bo nie wiedziałam co
innego mogę dodać.
***
Strużkami leje się na mnie przyjemnie
ciepła woda. Od razu po powrocie zrzuciłam ubrania i weszłam pod prysznic. Gdy kończę
ubieram w piżamę a włosy nakładam
ręcznikiem, który związuje w śmieszny turban. Idę do pokoju. Biorę do ręki
laptopa i podłączam się do Internetu. Co by tu porobić? Nie ma mnie już na
facebooku ani innych tym podobnych gównach. Zaczynam przeglądać różne śmieszne demotywatory,
które wcale mnie nie śmieszą. Trochę zirytowana zamykam przeglądarkę. Korci
mnie aby poprzeglądać stare zdjęcia i już nawet miałam kursor na odpowiednim
folderze… ale nie. Nie mogę. Z trzaskiem zamykam laptopa i odkładam go na biurko.
Podłączam słuchawki do telefonu i zakładam na uszy. Kładę się wygodnie na
łóżku, przykryta kołdrą. Zasypiam, dość niespokojnym snem. Znów miałam mój
koszmar. Znów płakałam…