środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 13

Camile’s POV:
Wchodzimy na halę.
- Jakson!- woła trener.- Spóźniony!
Mężczyzna stoi na drugim końcu pomieszczenia. Boleśnie jestem świadoma spojrzeń rzucanych w moją stronę. Cała drużyna obarcza nas ciekawskimi spojrzeniami.
Will posyła trenerowi przepraszający uśmiech. Ale on działa tylko na dziewczyny więc:
- Jonson, z łaski swojej idź do szatni i się przebierz!- woła poirytowany mężczyzna.
Chłopak odwraca się w moją stronę.
- Dobra, ja lecę bo brzmi jakby miał ochotę odgryźć mi głowę.- lekko się śmieje.- A ty możesz usiąść na trybuny.
-Okay. Chyba masz przeze mnie kłopoty.- mówię kiwając głową na trenera.
- Dzień jak co dzień.- odpowiada z uśmiechem, który chyba nigdy nie schodzi mu z tej przystojniej twarzy.
- Jonson!
- Idę trenerze!- woła Will.
 Posyła mi kolejny uśmiech i biegnie w stronę szatni. Unikam patrzenia na trenera i siadam na trybunach. Jednak nie jest mi dane długo cieszyć się samotnością.
- Cam!
Molly siada obok mnie i mono mnie przytula a ja ponownie się zastanawiam skąd w niej tyle siły.
- Boże drogi Camile!- ściska mnie mocniej.- Jestminaprawdęstrasznieprzykroinawetniewieszjakbardzosięmartwiłam…
Delikatnie odsunęłam ją od siebie i zakryłam usta usta ręką.
- Ej, ej, ej. Molly już ci mówiłam nic mi nie jest. Żyje, jest okay.- mówię z lekkim uśmiechem.
Dziewczyna patrzy na mnie smutnym wzrokiem i widzę jak jej oczy lśnią od nie wypuszczonych łez. Nie chce żeby płakała. Nie przeze mnie. To jedyna osoba, która mnie nie irytuje i, która pomaga mi nawet o tym nie wiedząc.
Robi kilka głębokich wdechów zanim ponownie się odzywa.
- Jest mi naprawdę bardzo przykro. Wiem, że to moja wina. To ja cię zaciągnęłam na tę imprezę i powinnam cię pilnować. Zresztą, naprawdę nie sądziłam, że Dean jest takim dupkiem.
- Molly, ile jeszcze raz mam ci powtarzać, że jest okay? To nie jest twoja wina. Nie jestem małym dzieckiem i nie potrzebuje opiekunki. A to co się stało to już przeszłość, nie zmienimy jej. To nie są miłe wspomnienie więc, może lepiej zapomnijmy o tym wieczorze co?
Starałam się mówić delikatnie i stanowczo. Jestem całkiem niezła w kłamaniu. Mam nadzieję, że uwierzyła. Nie chce żeby się o mnie martwiła. Zresztą co miałam jej innego powiedzieć? Nie Molly, wcale nie jest okay, cały czas czuje na sobie jego wstrętne łapy, gdy o tym pomyśle robi mi się nie dobrze. Myślę, że zaraz pojawi się ktoś podobny a ja znowu nie będę umiała się  obronić, także nie jest okay. No chyba nie.
Jak tak myślę mogę śmiało stwierdzić, że ze mną nigdy nie było okay. No cóż… Bolesna prawda.
- Dobrze.- mówi cichutko dziewczyna.
Chwilę milczymy patrząc na siebie. Potem wyjmuję z kieszeni słuchawki, podaje jej jedną i włączam jakąś piosenkę, do której obie cicho śpiewamy.
- A tak w ogóle, to co ty tu robisz?- pyta Molly nagle coś sobie uświadamiając.- I to w dodatku z moim bratem?!- podnosi głos wskazując głową na Willa, który był pochłonięty grą.
- Co? My n…- próbuje powiedzieć ale dziewczyna mi przerywa.
- O mój Boże! Bzykaliście się?!- patrzy na mnie z dziwnym wyrazem oczu.- Matko Camile… Wiedziałam! Wiedziałam, że nie da rady! A to skurwiel!...
Taaaak. Wróciła dawna Molly.
Nie daje mi dojść do głosu kiedy kolejny raz staram jej się powiedzieć, że nic nie robiliśmy. Zamiast tego paple jak opętana i z zabójczym błyskiem w oczach wpatruje się w boisko.
Nagle zrywa się z siedzenia i zbiega z trybun krzycząc:
- William! William Jonson!
Chyba się wściekła. Rusza w kierunku Willa, który właśnie idzie na ławkę. Oboje zarabiają kilka spojrzeń.
- Mówiłam ci i to nie raz, ty podły Draniu, że moje koleżanki są poza tym całym gównem, które wyprawiasz!- podchodzi do niego i dźga go palcem w pierś. Stoją koło trybun. Chłopak wygląda na zdezorientowanego. Jednak mu też nie jest dane nic powiedzieć na swoje usprawiedliwienie.- Wiedziałam, że nie umiesz trzymać łap przy sobie! Już twoje dziwki ci nie wystarczają?!- wypuszcza siebie wiązankę przekleństw, które powoduję, że moje oczy wyszły z orbit, a uwierzcie, że słyszałam naprawdę nie jedno. – Camile nie jest żadną z tych bezmózgów i cholernie ci zabroniłam…
Nie dokańcza bo podchodzę do nich i zatykam jej usta ręką, znowu. Przy okazji posyłam każdemu ciekawskiemu słuchaczowi wrogie spojrzenia, w tym także trenerowi. Bo haloo! Darła się jak opętana i teraz wszyscy się nam przysłuchują. Tylko tyle mi brakowało, żeby ludzie sądzili, że sypiam z Willem. Chłopak wydaje się zaskoczony i wprost zamurowało go. No raczej nie będę miała teraz z niego pożytku, więc muszę sama nas bronić przez wściekłą Molly, która odwraca się do mnie z wielkim grymasem na twarzy zrzucając moją rękę.
- Co do cholery, Camile? On nie może…
- Molly!- przerywam jej robiąc głupawy ruch dłońmi.- Teraz posłuchaj mnie uważnie dobrze?- jednak nie daje jej czasu na odpowiedź.- Ja. Nie. Spałam. Z. Willem.
Na jej uroczej twarzy pojawia się niezrozumienie.
- Chwila? Co?
Wzdycham.
- To co słyszałaś. Nie spałam z nim. Po prostu on przyszedł do mnie zapytać jak się czuję. A, że musiałam wyrwać się z domu poszliśmy się przejść. Potem okazało się, że jest trening i tak jesteśmy tutaj.
W końcu włącza się Will.
- Tak, cała prawda. Nic nie było.- mówi jednak zaraz odwraca się w moją stronę puszczając mi oczko.- Nie to żebym nie chciał.
- Nie pomagasz.- prycham.
Molly w śmieszny sposób składa usta w dziubek i odrobinę zbita z tropu.
- Oj
- Chyba ktoś, mam na myśli siebie, zasługuje na przeprosiny.- mówi śpiewnym tonem Will.
-Co? Nie!- parska Molly.- Przykro mi bracie ale jesteś męską dziwką i no cóż… tak mogło być.
Potem odwraca się na pięcie i spowrotem idzie usiąść na trybunach. Will patrzy za nią z krzywym uśmiechem, potem nasze spojrzenia się spotykają. W końcu idę za Molly a chłopak siada na ławce z innymi zawodnikami.
Siadam obok niej. Obie wpatrujemy się tępo w boisko. Wszyscy już zajęli się sobą. To… Całe przedstawienie… to było dziwne. Bardzo. Chyba lekko się krzywie co nie umyka dziewczynie.
- Wiem, trochę mnie poniosło.- mówi cicho.- Ale wiesz… Nie chce żebyś była jak te jego dziwki. Nie chce żeby zrobił cię jedną z nich.
Chwile na mnie patrzy a potem znów przed siebie.
Lekko się wiercę. Czuje się co najmniej niezręcznie. W sumie to zabawne. Przypomina mi się Luke i moje dawne życie…
Kręcę gwałtownie głową i w końcu odpowiadam:
- W porządku.- po chwili dodaję.- A ty? Co tu robisz?
Molly uśmiecha się do mnie lekko.
- No… Nie chciałaś się z nikim widzieć a ja strasznie się o ciebie martwiłam i… No, eee, Chris zaproponował żebym przyszła. Wiesz, trochę się rozluźniła…
Moje spojrzenie automatycznie zaczęło szukać Christophera na boisku. Chłopak co chwila zerkał na nas z dziwnym smutkiem w oczach.
Zapada niezręczna cisza. Naprawdę tak się mną przejęła? Znam ją od niedawna, ale się jeszcze nie zdarzyło żeby siedziała tak cicho jak dzisiaj, oczywiście pomimo tego jej ataku na Willa. Nagle nachodzi mnie coś co najwyraźniej pominęła.
- Więc ty i Chris?- pytam niby od niechcenia.
Widzę leciutki rumieniec na jej policzkach.
- Co?-sztuczne prychnięcie.- Przestań. Znaczy… eee, no nie. Znaczyy, on tylko, tylko…
Nie mogę się powstrzymać i lekko się śmieje. Molly patrzy na mnie zmieszana i nawet chyba odrobinę zawstydzona. Jak dziecko, które zostało przyłapane na podbieraniu słodyczy.
- Podoba ci się!- mówię a dziewczyna robi przerażoną minę i suczy:
- Ciiiiiiii, nie tak głośno głupia.- rozgląda się dookoła sprawdzając czy ktoś nie słyszał naszej rozmowy, a ja nie mogę się powstrzymać i znowu się śmieje.
- To nie jest śmieszne.- parska Molly.
- Jaaasnee.- odpowiadam rozwlekle.
- Na serio, przestań. Nie chce tu o tym rozmawiać.
Gdy to mówi do głowy przychodzi mi pewien pomysł. Całkiem niedorzeczny, ja takich rzeczy nie robię. Już nie, ale… Nie wiem może chce się poczuć jakbym była normalna.
- To, eee…-teraz ja się jąkam.- może wpadniesz do mnie w piątek na noc? Nie wiem, zrobimy sobie babski wieczór czy coś? Znaczy…jak nie chcesz nie…
- Pewnie, że przyjdę.- mówi natychmiast Molly przerywając mi. Na jej twarzy gości teraz wesoły uśmiech, który lekko odwzajemniam.
Sprawdzam godzinę na telefonie. Myślę, że już mogę wracać. Podnoszę się z ławki.
- Dobra, to ja się zbieram.- mówię i nie czekając na odpowiedź wychodzę nie odwracając się.
***
- Chyba musimy pogadać, co?- mówi ciotka kiedy tylko przechodzę przez próg domu.
Patrzę na nią chwilę a potem jak gdyby nic rozbieram się i ściągam buty. Wymijam ją i chce iść na górę kiedy znowu się odzywa.
- Camile, dobrze wiesz… trochę przesadziłaś.
Nieruchomieje i zaciskam pięści tak mocno, że na mojej dłoni pojawiają się ślady półksiężyców. Okręcam się na pięcie i szybko podchodzę do Judie.
- Nie.- parskam.- To ona przesadziła, kiedy o nim wspomniała.
Ciocia wydaje się trochę zaszokowana moją postawą, nie wiem czemu. To chyba normalne.

- Proszę nie wracajmy już do tego.- mówię łagodniej, po czym znowu się odwracam i idę do siebie. 
___________________________________________________________
Przeeeepraszaaam!!! Jezu już nawet nie wiem, który to raz. Cały czas przepraszam was za późne wstawianie posta. Tak jest i tym razem. Kochani no ja serio nie wiem co się dzieje  ale nie umiałam zaprać się do pisania. I tak rezultat nie bardzo mi się podoba. Proszę was o zrozumienie :* 

3 komentarze:

  1. cudowny! kocham te zadziorne rozmowy Willa z Camile i te kłótnie Molly z bratem, oni są nieziemscy no i zastanawia mnie kto to Luke:) Dodaje bloga do mojej czytelniczej listy i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej nawet nie wiem co powiedzieć... Jest mi na serio miło, że ci się podoba. Kiedy czytałam twoje wszystkie komentarze obudził się we mnie nowy zapał do pisania. Myślę, że next pojawi się niedługo :D

      Usuń
  2. Szkoda że po tekście Molly: Will jesteś męską dziwką.
    Camile przed powrotem na trybuny nie dodała: Ma rację.
    Spojrzenie, westchnienie, zwrot na pięcie, konsternacja na twarzy.

    OdpowiedzUsuń