sobota, 20 września 2014

Rozdział 8

Zawiązuje porządnie sznurowadła moich trampek. Jest środek nocy. Znowu miałam mój koszmar. Nie mogłam z powrotem zasnąć. Czuje, że duszę się w tym domu. Po prostu muszę wyjść się jakoś odstresować i pooddychać świeżym powietrzem a, że dawno nie biegałam… to na pewno mi pomoże.
Po cichu wychodzę na zewnątrz tak żeby nie obudzić cioci. Moje płuca wypełniło chłodne powietrze. Spojrzałam w niebo, którego nie przysłaniała ani jedna chmurka a drogę oświetlało mnóstwo gwiazd. Uśmiechnęłam się na ten widok. Uwielbiam się w nie wpatrywać, chyba od zawsze. Ale tu wydają się jaśniejsze niż w Nowym Jorku. Jeszcze lepiej wyglądałyby odbijające się w wodzie. Nie wiem czy wspominałam ale w tej małej mieścinie jest jezioro i to całkiem niedaleko od domu ciotki. Piękne i duże, nad które latem przyjeżdża masa turystów, co czasem staje się odrobinę irytujące.
Puściłam się biegiem. Tym razem zabrałam ze sobą telefon ze słuchawkami. Teraz w moich uszach rozbrzmiewa głośna muzyka. Cicho podśpiewuje. Jestem w swojej bańce robię to co lubię. Tylko ja, muzyka i chodnik, po którym biegnę. Czuje ukojenie, teraz moja przeszłość nie ma znaczenia, ani moje słowa, czyny… liczy się tylko tu i teraz.
Widzę jezioro, jestem już blisko. Nie wiadomo skąd czyjeś ramiona oplatają moją talię i unoszą mnie tak, że moje stopy nie dotykają już ziemi. Głośno krzyczę i zaczynam wierzgać nogami. Kopię napastnika na oślep. Słyszę cichy jęk bólu gdy trafiam w czułe miejsce mężczyzny. Nie kopnęłam mocno, ponieważ ciągle mnie trzyma. Szykuję się do następnego ciosu kiedy słyszę:
- Ej przestań! To ja!- krzyczy, a ja znowu stoję na pewnym gruncie.
- Co jest z tobą do cholery nie tak?!- wydzieram się- Wiesz jak mnie wystraszyłeś?!
- Ze mną?! To ty zaczęłaś kopać!- po chwili jednak dodaje spokojniej.- Jednak, wybaczam ci twój występek.- Will uśmiecha się do mnie lekko.- Mówisz, że przestraszyłem królową mroku?
Patrzę na niego i mam wielką ochotę wywrócić oczami, jednak powstrzymuję się.
- Królową mroku, serio? Mógłbyś się chociaż odrobinę wysilić i wymyślić coś lepszego.- nie dotknęło mnie to pod żadnym względem, znaczy słyszałam gorsze rzeczy na mój temat.
- Oj no weź, wymyśliłem to na poczekaniu.- chłopak szeroko się do mnie uśmiechnął.
- No i czego suszysz te zęby, co?- mówię trochę rozdrażniona.-  A co ważniejsze, to co ty tak właściwie tu robisz? Jest środek nocy, nie masz nic lepszego do roboty tylko włóczyć się po dworze?
Zaśmiał się krótko.
- Powinienem zadać to samo pytanie tobie.
-Ja…- zawahałam się.- nie mogłam zasnąć i poszłam pobiegać.
- Pobiegać, o tej porze?- spytał unosząc do góry brwi.
- Tak, jakiś problem?
-Nie skąd, to zupełnie normalne. Prawie każda nastolatka o trzeciej nad ranem postanawia sobie wyjść z domu i podbiegać. Nie rozumiem czemu miałabyś być wyjątkiem od reguły.- mówi wzruszając ramionami.
- Czy wyczuwam w twoim głosie sarkazm?
- Być może.
- Wiesz co? Ty mnie naprawdę prześladujesz! Powinnam zacząć się bać, czy jak?! Wszędzie gdzie się pójdę pojawiasz się ty! Pewnego dnia gdy wejdę do swojego pokoju zastanę ciebie rozwalonego na moim łóżku i wtedy powiesz mi, nie wiem… Powiesz mi, że jesteś synem mojej ciotki!- krzyczę trochę słabe ale tak się czuję.
- Co do tego pokoju, to nie wiem. Ale możesz być pewna, że jeśli mnie w nim zastaniesz to na pewno nie takiej wymówki użyję.- spojrzał na mnie uwodzicielsko.- A tak na poważnie, to zobaczyłem cię jak biegłaś. Wiesz pierwszy raz to przypadek, za drugim to przeznaczenie.
-Hmmm?
- Gdy na mnie wpadłaś za pierwszym razem też biegałaś w nocy.
- No tak, więc nie dość, że to będzie miłość od pierwszego wejrzenia to jeszcze jesteśmy sobie przeznaczeni. Okay.- Will uśmiecha się słodko a ja po chwili dodaję.- Ale żeby nie było. To ty wpadłeś na mnie.- mówię to nie patrząc na niego.
Chłopak prycha.
- Cokolwiek skarbie, cokolwiek.
- Nie jestem twoim skarbem!- mówię głośniej niż zamierzałam.
- Jak sobie życzysz pani.- mówi kłaniając się nisko. Nic nie poradzę na to, że kąciki moich ust zadrżały.
-Lepiej.- odparłam.
Patrzymy w spokoju na jezioro. Po chwili chłopak znów się odzywa:
- Chodźmy na pomost.
Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Na pomost?- powtórzyłam wolno.
Will popatrzył na mnie z rozbawieniem.
- Tak, na pomost. Twój słuch cię nie zawiódł.
Spoglądam na niego z pod przymrużonych oczu. To dziwne. W żaden sposób nie mogę rozgryźć tego chłopaka. Czego on tak właściwie ode mnie chce? Zwykle zajmuje mi zaledwie chwilę na to by przejrzeć człowieka na wylot… a z nim jest inaczej. Czuje się zagrożona i bezbronna. Nienawidzę tego uczucia. Najchętniej kopałbym go w dupę i odeszła, jednak moja ciekawość mi na to nie pozwala.
Nie doczekawszy się z mojej strony odpowiedzi sam idzie na pomost i siada na jego skraju tak, że nogi wiszą mu swobodnie nad taflą wody. Och proszę!
- I teraz pewnie liczysz na to, że pójdę do ciebie? Naprawdę, musisz wymyślać coś oryginalniejszego. To wszystko już jest nudne i oklepane.
- A co nie przyjdziesz?- pyta podnosząc brwi do góry. Nie mogę zaprzeczyć, ten koleś jest bogiem seksu, ale jest zbyt pewny siebie.
-Nie.- kręcę głową.- Może dziewczyny lecą do ciebie niczym ćma do ognia, ale nie ja. Nie jestem jak wszystkie.
Powiedziawszy idę w stronę brzegu i tak siadam po turecku. Unoszę głowę do góry patrząc na gwiazdy. Już nie zwracam zbytniej uwagi na chłopaka.
- Nie, nie jesteś.- słyszę koło ucha. Will siada obok mnie. Nasze spojrzenia spotykają się na chwilę, potem on odwraca wzrok i patrzy w niebo. Czuje ciepło na ramieniu. Nagle zdaję sobie sprawę jak blisko siebie siedzimy. Cała sztywnieje. Nie, ja wole mieć dystans, czuje jak moja przestrzeń osobista jest naruszona. Odsuwam się od niego. Tak, tak jest bezpieczniej.
Will udaje, że wcale tego nie dostrzega, ale mnie nie oszuka. Siedzimy w ciszy kilka minut i podziwiamy gwiazdy.
-Mały wóz.- wyrywa mi się. O nie, powiedziałam to na głos?
-Hmm?- patrzy na mnie pytająco.
- Gwiazdozbiór- wyjaśniam.- Widzisz tam.- pokazuję miejsce gdzie widzę konstelację.
-Ja tam niczego nie widzę.- ogłasza.- Nigdy nie mogłem nic znaleźć.- mówi z uśmiechem, który lekko odwzajemniam.
Patrzy się na mnie dłuższą chwilę. Trochę za długo.
- Co? Mam coś na twarzy czy jak?- pytam zmieszana. On się śmieje i kręci głową.
Mam dziwne poczucie, że tracę kontrolę. Nie podoba mi się to. Wstaję i otrzepuje spodnie z piasku.
- To ja już się będę zbierać.- ogłaszam.
- Już, twoje bieganie się zakończyło?- lekko się śmieje.
- Zakończyło się z chwilą gdy mnie wystraszyłeś. To do zobaczenia.- mówię odwracając się i biegnę w drogę powrotną.
Nie myślcie, nie powiedziałam „do zobaczenia” z jakąś aluzjom. Nawet nie chcę go widzieć ale pewnie spotkamy się w szkole albo jak będę u Molly więc… powiedziałam tak bo nie wiedziałam co innego mogę dodać.
***

Strużkami leje się na mnie przyjemnie ciepła woda. Od razu po powrocie zrzuciłam ubrania i weszłam pod prysznic. Gdy kończę ubieram  w piżamę a włosy nakładam ręcznikiem, który związuje w śmieszny turban. Idę do pokoju. Biorę do ręki laptopa i podłączam się do Internetu. Co by tu porobić? Nie ma mnie już na facebooku ani innych tym podobnych gównach. Zaczynam przeglądać różne śmieszne demotywatory, które wcale mnie nie śmieszą. Trochę zirytowana zamykam przeglądarkę. Korci mnie aby poprzeglądać stare zdjęcia i już nawet miałam kursor na odpowiednim folderze… ale nie. Nie mogę. Z trzaskiem zamykam laptopa i odkładam go na biurko. Podłączam słuchawki do telefonu i zakładam na uszy. Kładę się wygodnie na łóżku, przykryta kołdrą. Zasypiam, dość niespokojnym snem. Znów miałam mój koszmar. Znów płakałam…

3 komentarze:

  1. Świetnie... jak zawsze xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jest świetny, zakochałam się w twoim opowiadaniu :) nie mogę się od niego oderwać :D

    OdpowiedzUsuń